Powered By Blogger

piątek, 18 maja 2012

5. ON.

                                                                          *
-Amy, Alex, wstawajcie!-krzyczała do nas Lucie -Zaraz śniadanie.
-Spokojnie, już wstaję-powiedziałam. W nocy nic mi się nie przyśniło, właściwie to po prostu tego nie pamiętam. Wiem tylko, że moja przyjaciółka odnalazła to (właściwie tego) czego szukała.
 -O której ma być śniadanie?-zagadnęła Sam biorąc do rąk plan całych dwóch tygodni. - Dziewczyny, za dwadzieścia minut śniadanie!-wiadomość ta wybudziła w nas swego rodzaju panikę. Była nas przecież czwórka, czwórka nastolatek, które w łazience przeciętnie spędzają właśnie po dwadzieścia minut. Ustaliłyśmy, że najpierw załatwiamy swoje potrzeby fizjologiczne, a następnie po dwie myjemy zęby, a ubieramy się w pokoju pod kołdrami, jeśli nie zdążymy na czas się wyrobić. Tak też zrobiłyśmy.
  W drodze na śniadanie na podwórku było po prostu pięknie. Pachniała świeżo skoszona trawa, przez starszego pana w sportowym ubraniu. Niebo było absolutnie bezchmurne, a słońce świeciło tak mocno, że bez okularów przeciwsłonecznych ciężko było wytrzymać na zewnątrz.
  Wszystkie nałożyłyśmy bluzki na ramiączka, rybaczki jeansowe i bandamki. Moja bandamka była koloru zielonego, Sam niebieskiego ; Alex czerwonego, a Lucie żółtego. Miałyśmy nałożyć krótkie spodenki, ale nie miałyśmy tam kieszonki na komórkę.
  Śniadanie było smaczne, ale nie przywiązywałam do jego zawartości uwagi. Zżerała mnie ciekawość o dalszym ciągu historii Lucie. Chciałam ją o to zagadnąć, ale powstrzymałam się, nie chciałam, żeby Sam, czy Alex wiedziały coś na ten temat. Sama wczoraj nie dałam się podpuścić i wygadać na temat jak to nazywały dziewczyny "tajemniczego bruneta"-Mike był brunetem.
  Po śniadaniu szybko wyszliśmy na dwór. Nasz opiekun ; pan Colin zebrał nas w "kupkę" pod hotelem w którym jadaliśmy i poinformował o dzisiejszych zajęciach. Była godzina ok. ósma trzydzieści. O dziewiątej mieliśmy mieć ćwiczenia ruchowe, m.in. chodzenie po lesie. Później mamy iść nad rzekę ; nauka gry w koszykówkę ; mini zawody rowerowe dla chętnych ; obiad ; czas wolny ; dwie godziny nad jeziorem i powrót do pokoi.
  Przed pójściem do lasu Colin (bo kazał nam mówić do siebie po imieniu) kazał nam popryskać się sprayem na kleszcze i komary. Na dworze popryskałyśmy się nawzajem.
 Czekałyśmy już we czwórkę przed lasem na resztę naszej grupy, która (łącznie z nami) składała się z dwunastu osób, czyli trzech domków. Można było się spodziewać, że Mike przyjdzie do Lucie. Tak też się stało. Patrząc jak przyjaciółka byłą w nim zakochana po uszy, ja byłam jeszcze bardziej szczęśliwa.
-Amy...-tknęła mnie łokciem Luce, mówiła szeptem-Będziesz mnie kryć, OK?, ja idę ...wiesz, idę przejść się z Mike'eyem.
-Jasne.-odpowiedziałam obdarowując ją uśmiechem. Odeszli w głąb lasu i usiedli na tą samą ławkę, na której siedzieli po raz pierwszy razem w tym roku.
-Amy, o co chodzi, co to za chłopak?-spytała mnie Sam.
-Nie mam pojęcia, Lucie nic mi na ten temat nie mówiła...-urwałam temat. Miałam wyrzuty sumienia, że okłamuję moją starą i najlepszą przyjaciółkę, z którą spędziłam tyle miłych i zabawnych chwil.
  Po zajęciach  lesie, według planu mieliśmy iść nad rzekę pływać, właściwie to uczyć się pływać kajakami. Mieliśmy dobrać się w pary. Wybrałam oczywiście Sam. Alex natomiast wybrała dziewczynę, z którą oblaliśmy dzisiejszej nocy chłopaków. Widać było, że się polubiły. Na kajakach było fajnie, ale przy koordynacji mojej i Sam oczywiście nieuniknione było wpadnięcie w trzciny. Wyciągali nas z nich bite dziesięć minut.
 Później graliśmy w kosza, było całkiem fajnie.
 Zawody rowerowe były przesądzone. Na chętnych zgłosiło się tylko trzech chłopaków, ale tylko jeden przez cały czas prowadził. Nawet się nie zmęczył, więc można uznać, że wygrał walkowerem.
 Potem jedliśmy obiad. Lucie jeszcze się nie pojawiła na objedzie. Grunt że była szczęśliwa, natomiast krycie jej nie sprawiało mi żadnego problemu. W śród dwunastu osób, zniknięcie jednej (i to niezbyt towarzyskiej) nie budziło żadnego zdziwienia i właściwie nikt tego nie zauważył.
                                                                          **
 Po objedzie mieliśmy czas wolny. Poszłyśmy (we trzy) do pokoju i odpoczywałyśmy. Sam i Alex oglądały telewizję, natomiast ja pisałam e-maila to rodziców. Opisałam w nich dzisiejszy dzień.
 -Cześć Wam-nawet nie zauważyłyśmy, a Lucie już weszła do domku. -Jak było?
-O, Lucie, hej. -powiedziała Sam -Gdzie tak zniknęłaś na cały dzień? - sama nie wierzyłam w to co się dzieje, ale Lucie wszystko im powiedziała.
  Nad jeziorem siedziałam na pomoście i moczyłam stopy w wodzie. Sam i Alex pływały, ja nie lubiłam kąpać się w jeziorach, więc zrezygnowałam w tej , jak to nazywały :przyjemności".
  W pewnej chwili podszedł do mnie chłopak. Był dość wysoki, przy moim wzroście 170 cm, musiałam patrzeć w górę do czego nie byłam przyzwyczajona.
 -Cześć-odezwał się wysoki brunet o ciemnych oczach.
 -Znamy się?-zapytałam zdziwiona.
 - Y... nie. Zamierzam to zmienić. - wkurzyło mnie to, ponieważ wyglądał na zbyt pewnego siebie.
 -Dobrze...to... ile masz lat?-zapytałam, spodziewałam się odpowiedzi "czternaście", ale zaskoczył mnie.
 - Mam trzynaście lat.-powiedział siadając ok. dwudziestu centymetrów ode mnie. Zdziwiłam się. Był bardzo wyrośnięty jak na swój wiek.  - A ty? -kompletnie nie spodziewałam się tego pytania.
 - Ja też. Jesteś tutaj pierwszy raz?
 - Tak. Za rok też przyjdę, jest tutaj fajnie, poza tym poznałem tu wielu fajnych ludzi.-po jego wymowie uznałam, że jest dość inteligentny. Było to dziwne, bo dotąd wszyscy chłopacy, których poznawałam byli, no... dziecinni.
 - Fajnie.-przytaknęłam i odeszłam, bardzo zaskoczona. Nie chciało mi się z nim gadać.
 Wracałam przez las sama. Chciałam pójść do pokoju i odświeżyć się. Szłam, aż w pewnym momencie usłyszałam skradanie się kogoś zza drzew. Odwróciłam się.
 - Wyjdź.-powiedziałam spokojnie.-zza drzew wyszedł ten sam chłopak z pomostu. Kurde, jaki on wysoki-pomyślałam. -teraz jego wzrost sprawiał jeszcze większe wrażenie.
  -Mogę Cię odprowadzić?
 - Ale my właściwie się nie znamy, nie wiem nawet jak masz na imię.-powiedziałam z sarkazmem.
 - Dobrze. To pytaj o co chcesz.-powiedział zachęcając mnie do dalszego spaceru.
 -To ... jak masz na imię?
 -Derek.
  Przez całą drogę do domku wypytywałam go o prawie wszystko. W sumie -pomyślałam. -To nawet fajny chłopak, przynajmniej nie tak dziecinny jak wszyscy ze szkoły...

7 komentarzy: